Początek września to początek nowej fali swędzących problemów w szkołach i przedszkolach. Problem wydaje się błahy, jednak skala jego oddziaływania powoli zaczyna zadziwiać. Mimo że żyjemy w czasach zaawansowanej medycyny, wciąż nie możemy sobie poradzić z owsikami i wszami.
Owsik (Enterobius vermiculari) jest pasożytem z grupy nicieni o białym zabarwieniu. Samice osiągają wielkość do ok. 1 cm, samce zaś do 3 mm. Samica żyje do 60 dni, samce umierają zaraz po zaplemnieniu. Jest to choroba brudnych rąk i najprostszym sposobem zabezpieczenia się przed nią jest właściwa higiena rąk i miejsc intymnych. Każda samica potrafi złożyć ok. 10 tys. jaj, co oznacza, że znajdą się one na pościeli, bieliźnie i w każdym innym miejscu, gdzie śpimy. Jaja są składane przeważnie w nocy, w okolicach odbytu, gdyż są tam idealne warunki do wzrostu. Świąd w okolicach odbytu powoduje bezwiedne drapanie i przeniesienie jajek do ust. Tak właśnie rozmnażają się owsiki, więc najprostszą metodą jest przerwanie tego łańcucha zakażenia. Samice same po pewnym czasie umrą i problem się rozwiąże. Zakażenie owsikami nazywamy owsicą. Objawia się nie tylko świądem, może to być również brak apetytu, biegunka, niepokój. Owsicy nie należy lekceważyć, gdyż nicienie potrafią się zadomowić w niektórych naszych narządach.
Owsicę diagnozuje się testami na obecność jajeczek w kale. Jeżeli wynik będzie pozytywny, z pewnością zostanie przepisany lek przeciwrobaczy o wysokiej skuteczności. Po dwóch tygodniach lub po miesiącu powtarza się dawkowanie. Schemat leczenia zależy od zaproponowanej przez lekarza substancji czynnej. W czasie leczenia należy wyprać pościel, bieliznę, ręczniki i inne rzeczy, które mogły zostać zakażone. Należy oczyścić wszystkie przedmioty, na których potencjalnie mogą znajdować się jajeczka. Stosując leczenie i utrzymując higienę, nie musimy obawiać się nowego zakażenia.
Wszy ludzkie to żyjątka, których się wszyscy brzydzą i boją. Leczenie jest męczące i przypomina walkę z wiatrakami, zwłaszcza w szkołach. Każda wesz żyje jeden miesiąc i składa około 800 jaj. Rozwijające się gnidy żywią się krwią i pasożytują u nasady włosa. Ich zabarwienie zależy od koloru włosów, na których bytują, dlatego często trudno je od razu dostrzec. Są wielkości łebka od szpilki, dorosłe osobniki mają kilka milimetrów. Wszawicę można rozpoznać po uporczywym świądzie, podrażnieniu skóry głowy. Świąd występuje przeważnie na potylicy i za uszami, gdyż tam wszy znajdują sobie najlepsze warunki do życia.
Wszawicę najłatwiej leczy się całkowicie obcinając włosy. Niestety jest to metoda bardzo drastyczna, u dziewczynek mogąca wywołać także zmiany psychiczne. Można tego uniknąć, stosując preparaty apteczne np. z dimetokonem, który zadusi wszy. Najważniejsze, by dokładnie się trzymać zaleceń opisanych na pudełkach tych preparatów. Jeśli zalecono, by umyć włosy ponownie preparatem likwidującym wszy po tygodniu od pierwszej dawki, to należy tak zrobić. Niedostosowanie się będzie skutkowało nawrotem choroby i niepotrzebnymi kosztami.
Niestety wszy potrafią przetrwać w ubraniach, w pościeli, tapicerce meblowej i w wielu innych miejscach. Wszystkie rzeczy, które były noszone, należy wyprać, a pościele najlepiej dodatkowo wyprasować. W aptekach znajdują się także preparaty odstraszające wszy, działające podobnie do tych na komary i kleszcze. Cieszą się one coraz większą popularnością ze względu na swoje bezpieczeństwo i skuteczność. Coraz więcej osób zanim pośle dzieci do szkoły, prewencyjnie spryskuje im głowę. Wszawica zdarza się coraz częściej, ponieważ ze szkół zniknęły higienistki. Podobno niektórzy rodzice uważają sprawdzanie dzieciom głowy na obecność wszy za uwłaczające i naruszające godność. Niestety płacą za to dzieci, cierpiące z powodu świądu. Miejmy nadzieję, że przepisy się zmienią i szkoły będą mogły w sposób cywilizowany zapanować nad wszawicami.
Pamiętajmy, by po powrocie dzieci z wakacji i co 2-3 tygodnie sprawdzać ich skórę głowy. Unikniemy wtedy niemiłych niespodzianek, biegania po aptekach w poszukiwaniu preparatów i prania całej odzieży.